*Narrator*
W Los Angeles jeszcze nigdy nie było tak deszczowo jak dziś. Ludzie siedzieli w domach, rozmawiając przy świetle kominka, o mile spędzonym dniu. Tylko Laura, wbiła wzrok w ogromne okno. Dziewczyna siedziała w wielkiej sali, z lustrami i poręczą, a dokładniej na parapecie. Przyglądała się każdej kropli, jaką spotkała na szkle, aż do momentu, gdy woda zsunęła się z okna. Nagle do uszu dziewczyny dobiegło skrzypnięcie drzwi. Były one, duże w kolorze kości słoniowej.
- Możemy, już zacząć? - spytała kobieta o kruczo czarnych włosach spiętych w wysokiego koka.
Była to Ann. Średniego wzrostu kobieta. Uczyła naszą główna bohaterkę baletu. Chodź Ann była starsza od Lau o 15 lat, obie traktowały się jak przyjaciółki.
- Jasne...- odparła brunetka schodząc z parapetu.
Dziewczyna wyglądała na zmęczoną, smutną i znudzoną. Jednak po mimo tego prezentowała się przepięknie. Kręcone długie włosy spięte w wysoki koński ogon, tak, że końcówki włosów sięgały lekko za kark. Suknia utrzymana w tonacji beżu. Ozdobiona piórkami i diamencikami. Wszystko komponowało się idealnie. Długie czarne rzęsy trzepotały z każdym krokiem, a wiśniowe usta nadawały życia, grymasowi na twarzy. Dziewczyna stanęła przed lustrem. Było one wielkie, na całą ścianę, od podłogi, aż po sufit. W sali znajdowały się tylko we dwie.
- Chcesz może o czymś porozmawiać? - spytała po chwili trzydziesto dwu latka. - Mi możesz zawsze o wszystkim powiedzieć.
Laura wiedziała, że ten moment wcześniej czy później nadejdzie. Ann, zawsze traktowała swoją podopieczną jak własną córkę. Więc gdy widziała, że dziewczyna ma gorszy nastrój chciała się dowiedzieć co jest tego powodem.
- Jeśli nie sprawi ci to kłopotów...
- To co chcesz do picia? - spytała, znikając za ścianą.
- Herbaty!
Siedem nastolatka uśmiechnęła się słabo i usiadła na jej ulubionym miejscu - parapecie. Miała z niego widok na całe Los Angeles. Często gdy Ann, robiła przerwę w zajęciach dziewczyna obserwowała przechodniów.
- No to zaczynaj. - powiedziała z promiennym uśmiechem kobieta, siadając na przeciw brunetki.
Dziewczyna wzięła łyk ciepłej herbaty i westchnęła.
- Pamiętasz, gdy ci mówiłam, że mój tata chce aby Isabella, zamieszkała u mnie w domu?
Kobieta skinęła głową.
- Ja, po prostu już nie daje rady! Ta kobieta jest okropna, cały czas zakazuje mi czegoś robić! A ojca tak manipuluje, że nic sobie nie robi z cierpienia własnej córki - odparła trzymając kurczowo w dłoniach, kubek z gorąca cieczą - Jest jeszcze jej córka - Naomi. Z nią mam trochę lepszy kontakt, ale tylko trochę...
Czarnowłosa westchnęła, nie wiedząc co powiedzieć, po czym położyła dłoń na ramieniu dziewczyny.
- Pamiętaj, że zawsze możesz przyjść do mnie...
- Dzięki. - wygdukała cicho, pozwalając pojedynczym łzą spłynąć po policzku.
- Już ci lepiej? - spytała po upływie kilku minut.
- Tak, se. Wciąż myślę, że kiedy wrócę do domu znowu rozpęta się piekło...
- To nie myśl, tylko chodź! Mamy 30 minut do końca zajęć, rozciągniesz się trochę i zaczynamy lekcje.
Ann wyciągnęła dłoń ku siedemnastolatce, a ta to wykorzystała. Po kilku minutach obie były gotowe, do pracy. Kobieta stała pod lustrem, bacznie przyglądając się ruchom brunetki.
Trwało to zaledwie kilka minut. Czas zleciał im szybko. Na twarzy Lau znowu zagościł promienny uśmiech. Tak to już z nią jest. W czasie ćwiczeń, zapomina o całym świecie. O problemach, złościach i życiu.
- No dobra! Na dziś kończymy, ale za kilka dni widzimy się z powrotem?
- Jasne! - odparła brunetka, posyłając śnieżnobiały uśmiech nauczycielce.
- I pamiętaj, nie masz mi się martwić! W razie czego po prostu przyjdź. Ja mam zawsze czas.
Dziewczyna wzięła sobie radę do serca, pożegnała się z Ann i żwawym krokiem udała się do szatni. Tam szybko się przebrała i już po chwili była gotowa do wyjścia w swoim ulubionym
zestawie. Może nie był on zbytnio dopasowany do dzisiejszej pogody, ale nikt nie przewidział, że będzie taka ulewa. Wychodząc z budynku dziewczyna sprawdziła jeszcze telefon, ale ku jej zdziwieniu okazało się, że nikt nie dzwonił. Włożyła śnieżnobiałe słuchawki do uszu i pewnym krokiem ruszyła przed siebie. Deszcz zacinał jak nigdy. Nie był to jakiś kapuśniaczek, tylko prawdziwa ulewa. Po mimo głośniej piosenki, dziewczyna usłyszała pisk opon. Natychmiast zatrzymała się w miejscu i przymrużyła oczy. Gdy je otworzyła ujrzała przed sobą czarny motor, ale obalony na ziemię. Wokół maszyny unosiły się chmury dymu.
- Oby tylko kierowca przeżył... - pomyślał na głos.
♥♥♥♥
Hejo! Mam nadzieje, że ta historia kogoś za interesuje. To mój pierwszy blog, więc w razie czego piście mi w komach, uwagi, a ja postaram się to jak najszybciej poprawić. Z góry przepraszam za błędy, ale pisałam to na komórce. Jeszcze dziś pojawi się zakładka "Postacie".
Do napisania!
♥Melissa♥